Dzisiejszy dzien zakfalifikowac mozna do udanych, pelen relaks zawodowy. Nie udalo sie tylko pojechac z Dee (sales manager, szpilki, chrypka, piers wypukla, siedzi za mna) na okoliczny targ w celu zakupu zapasow mojego ulubionego cuchnacego sera na najblizsze pol roku. Przeczytalem z metrowym czytalniku ze za duzo pomagam innym, wiec przestalem. Lunch dzisiaj na Moanster road, na starter bulka francuska z dwoma parowkami owinietymi w bekon, na drugie fasolka, z mielonym, na ksztalt curyy z ryzem, do popicia bawarka. Pierwsze wysmienite, w drugim znalazlem kawalek szklanki, wiec oddalem koledze, z nadzieja ze sobie ten jego brytyjski przelyk poradzi z wyzwaniem....No i siedze przy blacie, widok mam na moj ulubiony przybytek z Fish&chips, patrze na ta kolorowa ulice i w duchu sie modle by mnie szef kuchni nie zobaczyl ze jadam u konkurencji...nerwowa sytuacje wprowadza glownie swiadomosc ze od pewnego czasu traktuja mnie jako klienta klasy premium, i dostaje a to drugi kawalek ryby albo porcje frytek po ktorych nie moge chodzic.. takie tam bonusy. Posilek tamtejszy to wielki filet rybny klasy 20cm, plus gora frytek polanych olejem, po czym nastepuje owiniecie w gazete i zaladowanie do torby. Konsumpcja nastepuje w plenerze albo w ogrodku firmowym. Co warto zauwazyc, jestem jedynym tak wiernym w cyklycznosci zakupow, fanem tego tradycyjnego brytyjskiego dania, w firmie, czym narazam sie na wieczne texty w stylu "Don't you have any fish and chips in poland?" "You will die in terrible pain soon...". Ryby w polsce mamy, od cholery wiekszy wybor, ale no coz, czlowiek normalny uzaleznionego nie zrozumie. Ja jestem uzalezniony, uzaleznienia swiadomy i jesc tego wykwintu nie zaprzestam. Na koniec dnia, kupilem w bootsie, dwa antyperspirany Adidasa, bo byla wyprzedarz, towar zdaje sie byc deficytowy w calym Londynie, do tego karton prezerwatyw. A to drugie...no coz, zapasy sie koncza a rybe trzeba jakos spalic...
Jak sie glowe przekreci mocno do tylu jadac metrem, rozlozy mocno w przejsciu i przysunie bliziutko to krawedzi szyby to mozna zobaczyc chmury! Zastanawiajace jest, jak wynika z moich obserwacji, ze jako jedyny praktkuje ten styl podrozowania...
Jak sie glowe przekreci mocno do tylu jadac metrem, rozlozy mocno w przejsciu i przysunie bliziutko to krawedzi szyby to mozna zobaczyc chmury! Zastanawiajace jest, jak wynika z moich obserwacji, ze jako jedyny praktkuje ten styl podrozowania...
2 komentarze:
oddzielaj prosze zdania enterami jak zmieniasz temat... albo przynajmniej nie mieszaj w jednym zdaniu q: niektorych feragmentow nie rozumiem (;
nice :)
Prześlij komentarz