sobota, 21 lipca 2007

BBQ

Zapowiadal się, zwyczajny, klasyczny piątek.

Najpierw koło południa, stolice ogarnął kataklizm. Ludzie pozalewani w domach, spustoszenie i katastrofa.

Nasze docelowe patio zamieniło się w tymczasowy zbiornik wodny.



Ale jak to bywa w Londynie, 20 minut później było już sucho, grill został rozpalony i jak gdyby nigdy nic rozpoczęła się impreza.

All ma rękę do smażenia podeszew.

Konsumpcja przebiegała sprawnie, integracja podobnie, szczególnie że za rogiem stały dwa wielkie kubły z browarami w lodzie.

Damy sączyły delikatne płyny.

..a słońce robiło powoli swoje.

Potem już jakoś poszło...


po powrocie do biura..


Grasshooper stracił gacie.

Nie mniej jednak jego luźny styl zainspirował wszystkich


Tańce na kartonowej rurze, też musiałem troche ocenzurować :)

Potem wpadli jeszcze ludzie z Hustlera, dziewczyny z Jamajki, właziliśmy do chłodni laboratorium biotechnologicnego z sąsiedztwa, generalnie to nie sposób było utrwalać tego dalej.

Całe szczęście na przystanku byłem już dobrze chroniony przed złem.

A stojąc w korku, wracając leniwie do domu, człowiek widzi jak wkurzeni ludzie wysiadają z bagażników. Łezka się w oku kręci na samą myśl jak często sam tak jeździłem. Szczególnie miło wspominam trabanta, w którym można sobie samemu otworzyć ze środka klapę i skonfrontować się np. ze stojącym z tyłu na światłach radiowozem.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

radiowóz stał z boku, w każdym razie tak by wynikało z relacji Werki ;)

 blogi