sobota, 27 października 2007

Na patelni


Dousznie duuuzo Republiki, mietek zainspirowal mnie przypominajac "Smierc na piec" jeden z piekniejszych kawalkow jakie dokonali. Rydlem juz sie nasaczylem na najblizsze pol roku. Do tego troche d&b i jungle spod znaku Klute "The Emperors new Clothes". "No one listening Anymore" i nowsze plody, polecam. Ze smutkiem dokonalem odkrycia ze juz nie podchodza mi takie klasyki jak Kai Tracid czy MFG, nawet Juno Reactor troche kaleczy uszy. Moze to zasluga odsluchow. Kazde niedociagniecie postprodukcyjne tak kluje w blone, ze nie lakne powtorki tego doswiadczenia. Nauczylem sie slyszec bas na szurkach. To tak jak by zrobic kolejnego dana w karate.

Filmowo. "La Science Des Reves" (polecam recenzje na 212). Przecudne lirczynie love story. Taka meska schizofreniczna wersja Amelii. Troche szara a przez to bardziej namacalna.
Oraz Day Watch (Straz dzienna) Bekmambetov'a. Jak sie okazuje Rosja to nie tylko "Spaleni sloncem". Film zrobiony z polowy buzdetu naszego megagniota pt. "Quo Vadis". Te nieustanne narzekania naszego rodzimego podworka kinematograficznego, obnaza bezlitosnie wlasnie przyrownanie do owej produkcji. Jak sie okazuje, mozna na wschodzie zrobic mocne widowisko na miare naszych czasow, wypelnione efektami, z grubym zadeciem artystycznym strzelajacym aluzjami np. w st Bulhakowa. Ktore ani na krok nie bedzie odstepowalo w swym wizualnym jestestwie od produkcji iscie amerykanskich. Trzeba tylko miec pomysl, checi i zaadoptowac w locie jakas pozycje na czasie, aktualnego wieszcza mlodych. Po czesci pierwszej (Night Watch), dosyc ciezkiej, ale rownie barwnej w obrazy (tranformacja sowy w Olge np.) czlowiek jest mocno zaskoczony. Obsada nadal znakomita ale, mamy tutaj watek milosny, sceny batalistyczne, koniec swiata, mamy wysmienite poczucie humoru, mamy sporo aluzji do klasykow literatury rosyjkiej i to wszystko w matrixowej formule. Ta wielowatkowosc jest iscie urzekajaca, choc nie da sie ukryc, ze za pierwszym seansem mozna paru rzeczy nie zrozumiec. Pozycja obowiazkowa tej jesieni.

Zawodowo. Kolejne rozmowy w agencjach, codziennie odbierane telefony. Niby wsystko w porzadku. Trafiaja sie headhunterzy, konsultanci z biur posrednictwa wiekszego kalibru i co najciekawsze, sami mnie znajduja w odmetach netu. Milo jest, zachwyty skowronki, gratulacje, uprzejmosci. Ale... co z tego. Czuje sie jak towar z polki, ktory mimo atrakcyjnej formy, odkladany jest tak szybko jak tylko uda sie odczytac napis Made in Poland. A jakos nie potrafie sklamac z kad pochodzi moje praktycznie cale doswiadczenie zawodowe. Aplikujac na te pozycje ktore zapewnily by jakis rzeczywisty rozwoj, dostaje mizerny response, w porno juz sie powoli wypalam. Troche za duzo tej monotematycznej tresci. Atmosfera tez zdaje sie byc gnijaca. Niezdrowa rywalizacja, niezdrowe inspiracje graficzne szefow na sile przeszczepiane. Czas na zyciowe decyzje. Wiec jeszcze pare miesiecy by zamknac rok i jedziemy dalej do innego portu. Awaryjnie jak sie wkurwie wsiade na pare miesiecy na zbiornikowiec i poplyne gdzies w pizdu.

Brak komentarzy:

 blogi