Anula wyleciała dzisiaj po południu. Zrobiło się pusto, smutno, jakoś tak szaro. Nikt już nie bedzie mi gotował, męczył calusami przez całą noc ani wieszał sie na szyji kiedy tylko postawie noge za progiem. Dla uzupełnienia ponurości rozpętał się kataklizm. Gniew Boży miotał piorunami, i sypał kroplami po całej dzielnicy, a wiec poczełem zgłębiać tajniki ustawien manualnych w tej dołującej aurze. A potem zaczeło sie robić tak troche magicznie, wiec czapka, hood, pokrowiec i wziuu do parku.
Na koniec kiedy pstrykałem fotki przy mostku nad kanałem, coś wyskoczyło z leżącego nieopodal kartonu, przebiegło mi pod nogami i z rozpędu wskoczyło w głębiny. Jak już płynął tuż pod powierzchnią wody, widać było jego szczurze cielsko. 7 metrowy kanał pokonał w 4 sekundy bez wynurzenia, wyskoczył na ceglane nabrzeże i zniknął w rumowisku. chwile potem kiedy stałem skonsternowany w tunelu pod mostem nad głową przeleciał nietoperz...
1 komentarz:
mniam!
no Michałku muszę przyznać że 2gie, 4te i ostatnie od góry są cudowne... już zazdroszczę... hmmm ciumając tęsknotowo :*
Prześlij komentarz