wtorek, 26 czerwca 2007

Regent's canal Waterbus.

Canal Boat Trip zaczynamy w "Little Venice", basenie osadzonym w dzielnicy 18'wiecznych kamienic. W centrum najwiekszego jeziorka, wyspa Browninga, na czesc poety ktory sobie niedaleko mieszkał. Nie wiem czy coś napisał, a więc...barki kursują co godzine, prawdopodobnie jest na nich kibel, baru niestety nie ma, wiec uderzamy do niedaleko zacumowanego barku na ochydnego gingera i plastikowe ciastko budyniowe. Po drodze przyuważyłem jacht przerobiony na restauracje, brzmi pysznie. Ostatnio troche wieje i pada, jacht pewnie fruwa na wszystkie strony. Więc jest szansa na zwrócenie posiłku w trakcie konsumpcji, co jest niezmiernie kuszące, nie mniej, jeśli tylko nadarzy sie okazja, spróboje coś tam wtłamszyć i napisac recenzje.





Fura przybija punktualnie, ładujemy sie na dziób, przepływamy obok wyspy i napieramy w stronę Regent's Park, zaprojektowanego przez John Nash'a w 1838 dla księcia Regenta (?). Przez wielu ta część wędrówki uważana za najpiękniejszą, dużo mostów, zieleni, zamieszkałe zacumowane gdzie nie gdzie barki.



Jeden z mostów został nazwany "Blow-up Bridge" na cześć barki przewożącej proch strzelniczy, która to jak nietrudno sie domyślić, miała to nieszczęście, przepływając po owym mostem, wypierdzielić sie w powietrze co zresztą usłyszał cały Londyn. Niestety nazwa, ze względu na specyficzna branże w której pracuje, kojarzy mi sie zgoła inaczej.

Nastepny na trasie bajer to London Zoo. Otwarte 1828, doczekało sie własnego przystanku na trasie barek. Inteligentni ludzie stosują to seretne wejście na teren żywego dziedzictwa kulturowego Londynu, by ominąć głowne wejścia, nierządko oblężone. Suma sumarum, z pokladu widac tylko całą mase drzew, czuć zwierzęta, sporadycznie słychać jakis dziwny dzwięk, aha i jest jedna monumentalna open-space ptaszarnia. Po drodze znowu zacumowane zamieszkałe barki. Ktos robi grila, ktoś maluje rufe, życie jak w madrycie. W zatoczce, zacumowany nieczynny chiński obiekt mogący być zarazem restauracją jak i światynią. Ruch odbywa sie dwukierunkowo, na złość, robimy sobie nawzajem zdjęcia z przepływającymy załogantami.


Kierunek Camden Lock. Tutaj strasznie przyjemnie, dużo starych obrośnietych mchem i bluszczem domów położonych na nabrzezach, malutki drewniane mostki, zacumowane motorówki, etc. Potem już bardziej industrialnie, fabryki, biurowce. Ale kto by nie chciał mieszkać w bloku z balkonem pół metra od lustra wody? Wpływamy do Camden, cumujemy, kupujemy urządzenia do masazu głowy, i idziemy zwiedząć market, ale o tym w nasępnym odcinku... Fotki na spółke z anulą, to zółte robione było przez okulary.

2 komentarze:

a.! jestem... pisze...

pięknie, jak zwykle... :p

Inishi pisze...

Dzięki, ale pamiętaj że to też twoja zasługa kocie :)

 blogi