Plany na dni wolne byly wielkie, aczkolwiek jak mawia przyslowie z duzej rury do malego nie naleje. Oxfordstreet napecznialy od tlumu. Najbardziej meczaca ulica w tym miescie. W Primarku, mozna sie porzygac od ogromu tandety za 1-3 funta ale spoleczenstwo gluche na jakosc i wyzysk maloletniej populacji chin, wiec bez zajakniecia uprawia dzikie szalenstwo zakupowe. Pewnie i ja dal bym sie naciac na zapudelkowany zestaw 40 gaci za pol darmo, ale wizja uprawiania ekwilibrystyki cyrkowej miedzy polkami i stania w kolejce przez pol dnia, skutecznie odstraszyla. Wielki Pan ochroniarz niezadowolenie swe okazal ze tak szybko skapitulowalem.
Xerowanie, dawno zapomniany zwrot, a bardzo na czasie widze. Wszyscy wszystkich xeruja, od paskow, po elektronike nawet ze mnie nieszczesnego ktos sobie lepi swoj prywatny kawalek plastiku. Aby wam te chiny ludowe w macicach tworczych niczym osc w gardle stanely.
poniedziałek, 10 grudnia 2007
Fycelek
Autor: Inishi o 00:08 Etykiety: made in china, plastik, xerox
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
a mial zadzwonic... aa tak kultury niby uczy ;p
Myslalem ze tak lubisz, jak sie nie dzwoni w koncu to w twoim stylu :P
Prześlij komentarz