Fakt, zasluzylem na bicze. Nie napisalem. Nie zrealizowalem glownej funkcji jaka w zamierzeniu mial pelnic ten blog. Otoz, nie pracuje juz w pornobiznesie. Od prawie 2 miesiecy. Odszedlem rowno po roku pracy. Najlepsza fucha jaka moglem zdobyc i najbardziej abstrakcyjna forma gromadzenia doswiadczenia zawodowego w UK, ale mimo to bede ja wspominal do konca zycia i beda to wspomnienia w duzej mierze mile. Wspaniali ludzie, wolni w swoich marzeniach i wolni z wyboru. Do tego to bezcenne spojrzenie na swiat z drugiej strony barykady, zza szkla kamery filmowej. Rozstanie bylo smutne, jak zawsze. Ponizej ostatni dzien z pracy.
Jedyny taki Harry.
Don w caffe Michaela, z najlepszym sniadaniem pod sloncem.
Alan, gatekeeper.
Postac ktorej nie trzeba przedstawiac.
A teraz. Juz z powrotem na trasie wytyczonej w Polsce. Czyli reklama. Agencje sieciowe. Korporacje. Duze budzety, ciezka praca, stres. Wiecej, szybciej, bez marginesu na bledy.
wtorek, 10 czerwca 2008
Troche o zyciu...
Autor: Inishi o 22:39 Etykiety: odma plucna, pogrzeb, porno industry, story ending
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz