Dzisiaj rozdziewiczenie miasta w kontekście rowerowania do pracy. Przygotowany byłem solidnie, mapki z dokładnymi koordynatami, trasa do pokonania, niecałe 20 km. Wyglądało nienajgorzej. Wynik końcowy, 2 godziny 40 minut zajęło mi to wszystko, 3 razy się zgubiłem, kilkanaście razy pytałem o drogę. To miasto jest popieprzone, szczególne kiedy nie wiesz które drogi są jednokierunkowe. Nie mniej wrażenia ultrapozytywne, 1/3 trasy wzdłuż kanału Regent's, jadąc tunelami pod mostami pełna kultura, wszyscy używają dzwonków by uprzedzić tych jadących z naprzeciwka. Jadąc w konwoju brzmi to bajecznie. Miasto nabiera zupełnie innej perspektywy, inaczej patrzy się na dystans, ale też inaczej na innych użytkowników drogi. Miłe jest to, że z całej tej chmary cyklistów nie dałem rady tylko trzem, mimo swojej mizernej kondycji i półrocznej przerwy. Wracając do domu, zmiana nastawienia, uznałem że delikatność i zgodność z topologią nie jest tu mile widziana i odpaliłem tryb hc. Tym razem na czuja na azymut, do tego jazda na czerwonym, na zderzaku autobusu, za kurierami i kolesiami na wyścigówkach, wbijanie się przed taksówki i łamanie zakazów. Od razu lepiej, tym razem 1 godzina 10 minut i jeszcze zdążyłem dwa piwka wychylić nad kanałem. Ten wynik da się poprawić ale potrzebuje jeszcze kasku, ochraniaczy, lepszej mapy i słuchawek żeby nie słyszeć jak trąbią :) Jeszcze się trochę cykam jak mi betoniara wyskakuje nagle z boku
Ale tak naprawdę wydaję mi się, to to jest właśnie idealny sposób na poznanie miasta. Londyn zaskakuje ogromna różnorodnością. Widać jak wyglądają poranne targi, jak ludzie spieszą sie do pracy, jak wyglądają budzące się do życia dzielnice pełne rezydencji i te trochę mniej wytworne.
Piękny jest podział na dzielnice stricte mieszkalne, City oraz historyczne trakty. Na koniec, zaliczony pub ukryty na uboczu w parku. Pełno rowerzystów, trawa skoszona w promieniu 30 metrów, by można było spokojnie się rozłożyć z piwkiem w reku. I nikt kompletnie nikt nie przejmuje się tym że kary za jazdę po pijaku bywają tutaj surowe a chwilę trzeba będzie wsiąść na rower i pognać do domu. Policja ma tu ważniejsze sprawy na głowie niż ścigać rowerzystów. I to napawa mnie rozkoszą.
wtorek, 31 lipca 2007
alley cat :)
Autor: Inishi o 21:10 1 komentarze
poniedziałek, 30 lipca 2007
Zdjęcia z randki niedzielnej
Canary Wharf, widok na azymut gdzie mieści sie centrum komunikacyjne całego półwyspu, kilka anten satelitarnych o średnicy 7-8 metrów, wozy transmisyjne takie tam...Centrum naturalnie nie widać, tylko jakiś dźwig i coś tam w tle.
Widok na Tamizę. (Zauważyłem, że lubi takie niezaplanowane spacery, widać ten uśmiech?)
Dome, i właśnie za tym czymś parę godzin wcześniej odbywaly się zawody Redbulla
Tutaj przy ostatniej lampie mieszka opasły pająk, nazwałem go 01, jutro podrzucę mu upolowanego w szafie mola.
Paul za guinessa płaci zawsze kartą...
Na tym stole w porze lunchu toczą się pojedynki o wielką kasę (np 20funtow), gram niebieskimi i na kilkadziesiąt spotkań trafiłem już raz do bramki przeciwnika...
Autor: Inishi o 23:30 0 komentarze
niedziela, 29 lipca 2007
Znowu razem!
Poznaliśmy się przypadkowo, parę lat temu w Słomczynie, tak trochę z przymusu i trochę od niechcenia. Był jakiś błysk w oku, jak to zwykle, ukradkowe spojrzenia. Potem pierwsze godziny spędzone razem, pierwsze wieczory, czasem sam na sam. Ufaliśmy sobie, ja doceniałem jej egzotyczne piękno, ona dawała mi znaki że do siebie pasujemy. W zasadzie nie zauważyłem jak stało się to czymś poważnym. Dużo zmian u mnie i u niej, byliśmy tylko dla siebie, w zasadzie była to przyjaźń. Potem pojawił się ktoś nowy. Wydawało mi się, że wszystko zrozumiała, starałem się udowodnić, że możemy to ciągnąć dalej, kupowałem jej drogie prezenty. Bardzo wtedy wyładniała. Tylko czasu mieliśmy dla siebie coraz mniej...Rozstaliśmy się, okłamywałem się, że to nie moja wina, że to naturalna kolej rzeczy, ewolucja i styl życia, że mogę to ciągnąc na dwa fronty. Ale kiedy staliśmy tak razem wieczorem patrząc na siebie, oboje wiedzieliśmy że najlepsze czasy już za nami...
Wyjechałem do Londynu. Czasu na pożegnanie nie było wiele. Parę razy minęliśmy się przypadkowo. A teraz?.....w ten słoneczny dzień patrzę znów na nią i nie mogę uwierzyć, że jest znowu ze mną, cały czas jestem w szoku, ledwie przyjechała, już mieliśmy najlepszy sex w życiu. Znalazłem jej dzisiaj miejsce w kiblu na dole, wiem, że czasem może być mało przyjemnie, szczególnie z rana jak wszyscy idą do pracy, no ale zawsze mamy do siebie tylko 2 piętra a nie 1300km. Cieszę się że ze mną jesteś malutka.
Kuwahara "Cascade" (rocznik prawdopodobnie) 1987. Rama Cro-Mo, Stery FSA na łożyskach maszynowych, obręcze Duncon (na licencji Halo - Combat), szprychy DT swiss 2mm, tylnia piasta LX, przód Kuwahara, kiera zintegrowana z mostkiem Kuwahara, Manetki i klamki Diacompe (nie indeksowane), Korba Sugino (koronki FSA wycinane CNC), przerzutka tył suntour Ex sport 7200, przód Deore, kulki w łożyskach Dura Ace, pedały Specialized BigHit, dzwonek z Tesco....
Pojutrze kupię jakiś mocny łańcuch, może 5 kilowy New York Chain firmy Kryptonite? Z oktagonalnych ogniw, odporny na zamrażanie ciekłym azotem i rozkuwanie. Przecież oboje lubimy zaszaleć z hardcorowymi fetyszami...
Autor: Inishi o 21:50 4 komentarze
piątek, 27 lipca 2007
CHITE - okladeczka z recenzji ETO
Gwoli ścisłości: sperma była rysowana, penis montowany, dorabiałem włosy, etc, dużo rzeźby :) Tył okładki do mojej makiety wypełniał Paul.
Autor: Inishi o 20:57 2 komentarze
czwartek, 26 lipca 2007
tjub
:) Okładkę obiecuje zapodać jutro . Tymczasem przyjemna historia. Zanim metro odjedzie, puszcza się sygnał i po chwili zamyka drzwi. Czasem trafi sie jakiś spóźniony bohater i jeszcze podczas sygnału wskakuje do składu. Z reguły nic się nie dzieje, drzwi się zamykają, metro rusza, w najgorszym wypadku na zewnątrz zostaje jakaś ręka, lub kawałek torby. Tym razem Panu się udało, wskoczył żwawo ze swoją teczuszką między domykające się wrota. Lecz kiedy tylko wagony wtoczyły się w mroczną otchłań tunelu, rozległ się głos motorniczego, informujący nie mniej ni więcej tylko: "Do metra nie wsiadamy po usłyszeniu sygnału, jeśli się nam spieszy to poczekajmy spokojnie na stacji a tak czy siak następny skład będzie za 2 minuty. W przeciwnym wypadku następnym razem zatrzymam cały skład na stacji, zgłoszę usterkę techniczną, zablokuje w ten sposób wszystkie pobliskie stacje a powrót do domu w takim wypadku zajmie Ci naprawdę duuuuuuuużo czasu...."
Autor: Inishi o 22:16 0 komentarze
środa, 25 lipca 2007
Przyjemnie sukcesów przeżywanie
No właśnie i to jest właśnie to czego nigdy nie było mi dane skosztować podczas pracy w naszym kraju. Były jakieś małe i wielkie sukcesy, "jesteśmy zadowoleni z wzajemnej współpracy" wygrane konkursy, przetargi, nagrody..ale smak zwycięstwa przychodziło mi kosztować samotnie, bez emocji. Tak naprawdę w pracy mało kto mnie wspierał, chwalił, uświadamiał, że to co robie jest wartościowe, nie było w tym radości, że coś sie udało, nie było tekstów "Michal you Rock!" "He is the man", "This is amazing, like a turned to magic" :) Wiadomo, Brtytyjczycy są bardzo kulturalni, czasami można by rzec nadmiernie kurtuazyjni. Ale nawet jeśli kryje się za tym tylko grzeczność, jest to miłe, daje ogromnego pozytywnego kopa, poczucie, że jest sie docenianym. Jest w tym jakaś niezwykła spontaniczność kiedy każdy cieszy się, że znowu nam, razem jako firmie coś sie udało, a nie tylko patrzy na sukces współpracownika wilkiem i odnajduje w tym zagrożenie dla swojej pozycji. To jest to co jak wydaje mi się gdzieś w polskich firmach umarło z głodu, a może po prostu przez 5 lat nie trafiłem na taką firmę? no, coż..na pewno w Polsce w żadnym miesięczniku nikt nie napisał o mojej pracy, tak jak w branżowym ETO, gdzie w recenzji filmu na końcu pojawia się "Impressive cover."
Dsktp jeszcze z czasów pracy na ziemi ojczystej.
Autor: Inishi o 21:11 5 komentarze
wtorek, 24 lipca 2007
Raaaawfooooox!
Dzisiaj koncercik, jak zwykle Rawfox. Graja bezkompromisowego rock&rola, perkusista jest po prostu dziki, choć na żywo brzmi to bardziej jak punk rock :) nie mniej zajebiści są, poryczeliśmy sobie z Paulem. Baterii zapomniałem jak zwykle załadować do armaty. Wiec jak kondycyjnie dadzą rade, następnym razem będzie relacja.
A teraz nowina grubszego kalibru, oto nasz firmowy wózek, za tydzień zobaczymy go na torze Silverstone. Fotki pochodzą z finałów Bushell. To chyba jedyny przypadek w historii branży porno YEAH!
Autor: Inishi o 23:49 0 komentarze
niedziela, 22 lipca 2007
"And I will sacrifice myself to destroy the cube!"
No cóż, to faktycznie dziwny kraj jest. Do dwóch oddzielnych kranów, ruchu lewostronnego trzeba dodać jeszcze jedno, na premiery kinowe się tutaj nie chodzi. nawet mimo ogólnej dostępności biletów. Na dwupoziomowej sali doliczyłem sie może z 20'osób? Jest jakimś tropem to, że hindus za kasą zapierał się że kompletnie nie wie o co chodzi z tymi robotami i może na niekorzyść działa to, że faktycznie kino mieści się w dzielnicy gdzie takich osób może być więcej no ale, aż tak?...
Reasumując, Transformers częśc pierwsza. Jest to film amerykański. Na tym moglibyśmy poprzestać nie mniej, jeśli komuś wyjątkowo ta kinematografia jest obca to trzeba sie spodziewać, że w trakcie kiedy świat stoi o krok od zagłady, nagle we freworze walki zaczną nam pierdolić o miłości i wmontują kilkuminutową scenę romantycznego rozstania oraz....walczący tytani przed zadaniem ostatecznych ciosów będą wygłaszać idiotyczne formułki, armia amerykańska zawsze będzie najlepsza i niepokonana, minister obrony narodowej powierzy bezpieczeństwo kraju dzieciom, a zewsząd będzie się sypał żart przybijający do podłogi. Naturalnie scenariusz kupy się nie będzie trzymał a o realizmie możemy pomarzyć. Ale co by nie mówić wzruszyć sie (jak ktoś ma ponury dzień) można, parę scen jest naprawdę świetnie zrobionych, chevy '73 brzmi jak trzeba i na odmóżdzający niedzielny wieczór jak znalazł. A pod choinką w każdym domu w tym roku biedne dzieci znajdą pod choinką układanki z plastiku by Hasbro.
Poniżej lista kto czym będzie:
Autobots:
Bumblebee - 1976 Camaro / Camaro Concept
Optimus Prime - Kenworth W900L Tractor/trailer
Ironhide - GMC 4500 Topkick
Jazz - Pontiac Solstice
Ratchet - Humvee Emergency vehicle/ambulance
Decepticons:
Megatron - Abrams Tank / Cybertronian Jet
Starscream - F22 Raptor Jet
Soundwave - Boombox
Grimlock/Vortex/Incinerator - MH-53 Helicopter
Bonecrusher - "Buffalo" Mine Clearning Vehicle
Devastator - Modified Abrams Tank
Brawl - Saleen S281 Police car
Skorponok - Gigantic Robot Scorpion
Autor: Inishi o 22:22 2 komentarze
sobota, 21 lipca 2007
BBQ
Zapowiadal się, zwyczajny, klasyczny piątek.
Najpierw koło południa, stolice ogarnął kataklizm. Ludzie pozalewani w domach, spustoszenie i katastrofa.
Nasze docelowe patio zamieniło się w tymczasowy zbiornik wodny.
Ale jak to bywa w Londynie, 20 minut później było już sucho, grill został rozpalony i jak gdyby nigdy nic rozpoczęła się impreza.
All ma rękę do smażenia podeszew.
Konsumpcja przebiegała sprawnie, integracja podobnie, szczególnie że za rogiem stały dwa wielkie kubły z browarami w lodzie.
Damy sączyły delikatne płyny.
..a słońce robiło powoli swoje.
Potem już jakoś poszło...
po powrocie do biura..
Grasshooper stracił gacie.
Nie mniej jednak jego luźny styl zainspirował wszystkich
Tańce na kartonowej rurze, też musiałem troche ocenzurować :)
Potem wpadli jeszcze ludzie z Hustlera, dziewczyny z Jamajki, właziliśmy do chłodni laboratorium biotechnologicnego z sąsiedztwa, generalnie to nie sposób było utrwalać tego dalej.
Całe szczęście na przystanku byłem już dobrze chroniony przed złem.
A stojąc w korku, wracając leniwie do domu, człowiek widzi jak wkurzeni ludzie wysiadają z bagażników. Łezka się w oku kręci na samą myśl jak często sam tak jeździłem. Szczególnie miło wspominam trabanta, w którym można sobie samemu otworzyć ze środka klapę i skonfrontować się np. ze stojącym z tyłu na światłach radiowozem.
Autor: Inishi o 14:24 1 komentarze
piątek, 20 lipca 2007
środa, 18 lipca 2007
S A L E S
Sobota, Pani kierownik Ble zaproponowała rekreacyjne spacery po okolicach Liverpool Street, bazaru, second handow, plus zwiedzenie jakiejś istnej mekki dla wielbicieli vintagu. Potem oxford street i testowanie odpornosci psychicznej na inwazje wyprzedazy. Niestety uleglem, kryzys dopadl mnie w GAP'ie, teraz tydzien poscimy. W pracy pierdolnik, odchodzi Paul najstarszy stazem designer i Denise, ksiegowa. Szef chce wstawiać plazmy na każdej ścianie. Jutro powinienem pojechac na plan, bedzie szkolenie z make'upu.
Transformersi wchodza do kin 20-21, prapremiera byla w ten weekend, czyli mocne opoznienie w stosunku do USA, ciekawe jak jest w Polsce. Znam juz wszystkie trailery, ale trzymam sie dzielnie i nie odpalam emula. W sklepach z zabawkami nie ma jeszcze najnowszego dziecka firmy Hasbro czyli Optimusa Prime. Ale POS'y juz wisza. Outdor pod naparciem, dzisiaj stałem na przystanku autobusowym po stronie "Protect", chronil mnie ten najmniejszy zolty ktory wykluwa sie po konwersji z chevroleta camaro. Czyli bedzie niekulawo....
Autor: Inishi o 23:36 4 komentarze